Jedzenie

zupa w tajskiej restauracjiZupy są tu częstym posiłkiem. Jednak całkiem różnią się od naszych. Zawsze to co stanowi o odmienności zupy, czyli makaron, mięso i dodatki, jest zalewane gorącym wywarem. Takie zupy jadam w moim hotelu na śniadanie.

Nazywają się różnie w zależności czy podstawą jest makaron ryżowy, grube, białe wstążki – kwai teow, czy makaron, taki jak można również kupić u nas - mee. Porcję makaronu wkłada się do specjalnego, metalowego koszyczka i razem na kilka chwil – do wrzątku. Potem wykłada na miseczkę i dodaje różności, Dodatkami do tej śniadaniowej zupy są: krewetki, drobniutkie kawałeczki białego mięsa z kurczaka, zielona cebulka, prażona cebula, jakieś zielone liście, również pokrojone, ostra papryczka z sosem sojowym. To wszystko zalewa się gorącym wywarem (w dość niezachęcającym brudno-szarym kolorze). Jedynym składnikiem wywaru który poznałam jest zielony kardamon. Polubiłam te śniadania. Zawsze też jest ryż z dodatkami, podsmażane albo opiekane ziemniaki, z ostra papryka i cebulą, drobiowe parówki, czasem fasolka w sosie pomidorowym. Zawsze są jajka, można zamówić omlet, sadzone lub „sunny side up”, a także na miękko, całkiem surowe, które kucharz podaje w małej miseczce, a doprawia się je sosem sojowym. Na śniadaniowy deser jem owoce: malutkie banany, czerwony lub żółty arbuz, melon.

Któregoś dnia cały zespół żegnał dwoje odchodzących na wyższe stanowiska pracowników technicznych. Jak zawsze były przemówienia, podarki i poczęstunek. Zupa lasi. Gruby makaron ryżowy o okrągłym przekroju z sałatą lodową, ogórkiem w półplasterkach, jajkiem na twardo, kawałkami ananasa, ostrą zieloną papryczką pokrojona w małe kawałeczki i wyciśniętym na to wszystko sokiem z małych limonek (mniejsze niż u nas, całkiem okrągłe), wszystko to nakładane w dowolnych proporcjach i oczywiście zalane gorącym wywarem, na razie wiem tylko tyle, że rybnym. A cały dokładny przepis mam obiecany.

Inna zupa nazywa się aneka. Pokrojone drobno kawałki gotowanego mięsa wołowego, wątroby, jelit, zalane gorącym rosołem (chyba z tego mięsa, ale na pewno z różnymi przyprawami), do tego limonka i ostra pasta paprykowa.

Trochę inaczej wygląda zupa w tajskiej restauracji, na mleku kokosowym z kawałkami kurczaka, suszoną papryczką i kolendrą. Na przystawkę podano talerz z zielonymi liśćmi i drobno pokrojonymi limonką, cebulą, suszonymi kawałkami kokosa, orzeszkami ziemnymi i ostrą papryczką. Należało liść zwinąć w rożek, nałożyć do niego po trochę wszystkiego i zalać odrobiną sosu śliwkowego, zwinąć w zgrabny pakiecik i zjeść. W tej restauracji jadłam też między innymi pieczoną rybę z sałatką z mango i orzechów nerkowca i krewetki w ostrym sosie z fasolą.

Kolejną zupę miałam okazję jeść w Malace. Zachwalana w przewodnikach tutejsza laksa. Po kilku godzinach jazdy autobusem , potem taksówką i spacerze po mieście, mimo upału poczułam się głodna. W dzielnicy chińskiej w wielu miejscach były kolejki do restauracji. Wybrałam trochę mniejszą niż inne z menu na dużym plakacie przed wejściem. Miejsce okazało się raczej barem szybkiej obsługi. Przy wejściu płaci się i dostaje od razy zamówioną lakse (różne rodzaje, z kurczakiem, owocami morza i jeszcze inne). Obsługują dwie panie, jedna wyciąga z dużego pojemnika ręką garść makaronu, obcina nożyczkami i podgrzewa we wrzątku, wykłada na talerz i dodaje jajko, krewetki, rodzaj naleśnika, i podaje drugiej pani, (która wcześniej już pobrała pieniądze, z całkiem ręką gołą) która nakłada pozostałe dodatki (zielony ogórek, sałatę) i nalewa chochlę gorącego wywaru. W dalszej części pomieszczenia były liczne stoły, wszystkie zajęte, znalazłam jedno miejsce stojące. Zupa smaczna, ale głównym i natychmiastowym efektem było to, że się cała spociłam, pot kapał ze mnie i spływał wszędzie…

Przy okazji jakiegoś służbowego lunchu, bardzo mnie namawiano na popularny tu malajski deser składający się z drobnych kawałeczków lodu (ze specjalnej maszyny) zalanych mlekiem kokosowym i z dodatkiem różnych kolorowych syropów, galaretek i z ziarnami kukurydzy. W zależności od miejsca nazywa się ABC lub cendol. To jest dosyć dziwne.

ciastka

Kilka dni temu dostalam od prof Rafidy dwa ciastka, oba z ciasta ryzowego (ryz kleisty, gotowany znacznie dluzej niz zwykly) z nadzieniem kokosowym. Jedno z ciastek - zielony nalesnik, barwiony wyciagiem z lisci, a drugie gotowane na parze w lisciu bananowym, czesta tu metoda przyrzadzania potraw.

Obs_uga baru z laksa w Malace.JPG bar z zupa laksa w Malace.JPG deser ABC.JPG dodatki do zupy aneka 1.JPG dodatki do zupy aneka.JPG krewetki na bardzo ostro w tajskiej restauracji.JPG maszyna do lodu do deseru ABC.JPG pieczona ryba z sa_atk_ z mango w tajskiej restauracji.JPG przystawka w tajskiej restauracji.JPG wywar do zupy aneka.JPG zupa aneka.JPG zupa w tajskiej restauracji.JPG

(C) prof. Anna Doboszyńska